wtorek, 26 lipca 2016

Od Tormenty "Przecież w końcu wyjdzie słońce" cz.4

Prychnęłam cicho. Miałam przeczucie, że z moim potknięciem związany jest ten Rave. Tylko jego widziałam w pobliżu, a i nie dostrzegłam kamienia, gałęzi, liny czy czegokolwiek w okolicy miejsca, w którym spotkałam się z ziemią. Jeleń na pewno to nie był, bo dał się złapać basiorowi. 
- Nie mam specjalnej ochoty na zabieranie ci części jedzenia, ale dzięki, Guliwer.
- I tak całego sam nie zjem, Mikrusie - odparł Rave. Przewróciłam oczami i zajęłam się odrywaniem od reszty ciała jednej jeleniej nogi. Nowy znajomy stał nade mną i patrzył, co mnie nieco irytowało, ale gdy tylko udało mi się oddzielić kończynę od reszty kopytnego, zabrał się do jedzenia. Przez pewien czas spożywaliśmy w milczeniu nasze śniadanie. Następnie oblizałam pysk i wstałam, pozostawiając na ziemi kość ze znikomą ilością mięsa. Potrząsnęłam głową, strącając grzywkę z oczu i odwróciłam się do brązowego basiora.
- Chyba już pójdę - oznajmiłam. 
- Można wiedzieć, gdzie, Mikrusie? - zapytał Rave od niechcenia.
- Na pewno na tereny watahy, pozwiedzać. A co, czyżby Guliwer chciał się przyłączyć?
- Warto by było poznać niektóre miejsca - odparł basior, wstając.
- Mam rozumieć, że idziesz? - upewniłam się.
< Rave? Dzisiaj trochę krótko >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz