Zacznijmy jak opowiadanie normalnego wilka.Wstałem wczesnym rankiem,a nie ja nie spałem.Po jakże majestatycznym poranku postanowiłem ożywić parę porcelanowych lalek,ponieważ poprzednie gdzieś spierdoliły.Ciepłe światło oświetlające ściany krwisto-białego namiotu zachęcały do ruszenia się z miejsca.Pełen energii postanowiłem wyjść na dwór i gdzieś się przejść,wcale nie było to spowodowane tym,że nie chciało mi się sprzątać po wczorajszym pokazie,w ogóle..Idąc tak do moich nozdrzy doszedł zapach wilka,obcego.Podskoczyłem z triumfu wysoko,wraz z tym towarzyszyło mi ciche dzwonienie dzwonków.Z uśmiechem na pysku ruszyłem szukać mojej ofiary,nazywajmy,rzeczy (tak,porównuję istoty żyjące do rzeczy) po imieniu.Zakradanie się to nie moja bajka,pobiegłem więc bardzo szybko w stronę wyczutego zapachu.Dostrzegłem idącą waderę,która patrzyła się na mnie jak na idiotę.No cóż,co ja poradzę,nie każdego matka natura obdarzyła powalająco pięknym wyglądem.Gdy samica chciała odskoczyć ja już na niej byłem i patrzyłem swoimi schizowymi ślepiami wprost na jej.
-Nie jesteś z watahy prawda?-Spytałem szybko,chciałem mieć formalności za sobą.Mój pysk rozszerzył się nienaturalnie a szczęki były gotowe na zadawanie ciosów o niewyobrażalnej szybkości.Dalej przypierałem samicę do ziemi.
-A tak się składa,że właśnie wróciłam z jaskini Burieda..-Twardo odpowiedziała w moją stronę.Momentalnie powróciłem do normalności i z niej zszedłem.
-Ah,no to bardzo pannę przepraszam,ale z szacunku do obcych nie słynę,oczywiście członków watahy się to nie tyczy.-Szarmancko wytłumaczyłem się ze swoich poprzednich czynów,podając łapę waderze po to aby mogła się podnieść.Wyglądała na wkurzoną,ale i też zdziwioną.
-Może następnym razem łaskawie,pan uciekinier palant z cyrku najpierw spyta a potem zaatakuje,co?-Niemalże wykrzyknęła w moją stronę odpychając moją łapę.Zaśmiałem się przyjaźnie.
-Może zaczniemy znajomość od początku,co ty na to?-Zaproponowałem.
-Nie.-Rzuciła szybko,próbowałem wyczaić jej mowę ciała,dzięki której mógłbym ją zaliczyć do następnej potencjalnej ofiary.Uśmiechnąłem się szyderczo pod nosem dbając o to by zostało to niezauważone.
-A może jednak?-Sympatyczny ja nie byłby sobą,gdyby nie zadał tego pytania.
-Tormenta.-Rzuciła od niechcenia,ciekawiło mnie w jaką stronę zmierza,cóż,teraz był czas aby wykorzystać swoją umiejętność manipulacji.
< Tormenta? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz