niedziela, 31 lipca 2016

ŻYCIE TO NIE BAJKA. JEŚLI W NIEJ WALCZYSZ, TO ZNACZY, ŻE NAPRAWDĘ ŻYJESZ

Imię: Annabell
Pseudonim: Ann, Morder [z nor. zabójczyni.]
Płeć: Wadera
Wiek: 2,5 lata
Hierarchia: Omega
Partner/ka: Najpierw Ann musi ci zaufać i ty musisz jej pokazać że jesteś tego warty.
Rasa: Wilk krwi 50% | Wilk śmierci 50%
Głos: Sylwia Grzeszczak
Stanowisko: Wojownik
Charakter: Ann jest zimną waderą. W jej głosie można usłyszeć nutkę agresji. Na pierwszy rzut oka wydaje się miła i słodziutka, ale ten kto tak myśli, bardzo się myli. Jest niesamowicie odważna nawet bardziej od basiorów. Nie lubi gdy ktoś na nią nagaduje. Mała sytuacja może wywołać furię w której wszystko zostaje zniszczone. Jest bardzo agresywna, przebiegła i nie podda się. Będzie walczyć do ostatniej kropli krwi. Gdy coś się dzieje bez względu co, zawsze działa sama, gdy ktoś ma z nią iść może nie wrócić. Nie lubi tłumów, woli samotność. Czasem stara się uspokoić ale za bardzo jej to nie wychodzi. Gdy jest sama jest spokojna a czasem rozmyśla o innych rzeczach. Jest bardzo czują, przez co wystarczy jeden nie ostrożny lub gwałtowny ruch podczas jej nie uwagi może spowodować ciężkie zranienie a czasem zabicie. Podczas walki jest bezlitosna i nie odpuści nikomu. Zawsze stawia na swoim a przez jej zimne spojrzenie wszyscy jej się boją.
Waga: 40 kg
Wysokość w kłębie: 85 cm
Aparycja: Jest waderą w kilku odcieniach brązu. Jej oczy są jaskrawo zielone przez co bardzo łatwo ją odróżnić od innych wilków.
Historia: Powiem bez szczegółów. Gdy była mała była wychowywana w agresji i nienawiści. Jako jedyna z rodzeństwa była najmniejsza i najsłabsza. Gdy miała 2 miesiące zabiła swoje rodzeństwo przez co rodzice ją zostawili na pastwę losu. Chcesz żyć? Nie pytaj o szczegóły.
Rodzina: Nie zna
Żywioł: Śmierć, krew
Moce:
♠ Furia (wrodzona i nie panowana)
♠ Rozmowa z duchami
♠ Sprowadzanie duchów i demonów
♠ Ostra fala krwi która czasem zabija
♠ Zamiana w ducha, uzdrawianie
♠ Czytanie w myślach
Opanowanie żywiołu:  50%
Patron: Ice
Umiejętności: Doskonale walczy, szybko biega, wspina się po drzewach, ale nie skacze bardzo daleko.
Słaby punkt: Nie zbyt daleko skacze, ale jak się wysili może naprawdę daleko skoczyć
Boi się: Powrotu swojego najgorszego wroga oraz że wszystko co najgorsze może się powtórzyć...
Agresja: W stosunku do watahy 5/10 ; obcych 10/10 ; wrogów 1000/10
Inne zdjęcia: [Podczas furii] [Jako duch] [Jako duch 2]
Informacje dodatkowe: -
Towarzysz: -
Pieniądze: 100$
Ekwipunek: pusty
Właściciel: julczydlo1

Od Sakury ,,Czas rozmyśleń" cz.2

Już prawie zachodziło słońce postanowiłam iść na łąkę. 
-Sis ta noc u Tormi była super fajna, tylko pobudka nie za ciekawa. -powiedziałam w głowie do Arukaz.
-Oj sis nie ekscytuj się tak. Mi pobudka się nawet podobała te stworzenia trochę mnie zaintrygowały. -odpowiedziała.
-Dobra koniec tego tematu. 
-To kiedy następny raz?
-Nie wiem. Ale wiem, że na pewno tym razem u nas.
-Zdecydowanie tak.
-Czekaj.
-Co?
-Tam na łące. Leży tam ktoś. Ale fajnie nowy przyjaciel.
-Co...? Znowu? Mi Tormenta starcza w stu procentach.
-Oj cicho. Ide do niego.
-To ja znikam. Dobranoc.
-Tak, tak. Branoc.
Gdy siostra poszła ,,spać" ja podeszłam bliżej, okazało się, że to basior cały szary. Podeszłam jeszcze bliżej i przywitałam się:
-Witaj jestem Sakura. A ty?
-Witaj. Ja jestem Haning. -odpowiedział.
-Co... tu robisz?
-Eee... Przeszkadzam Ci?
-Nie! No coś ty. Cieszę się, że poznałam kogoś nowego. Pytam się co robisz tak... Po prostu.
-Ahhh.... Wiesz ja tak sobie rozmyślam a ty co tu robisz?
-Ja bardzo lubię to miejsce więc przychodzę tu prawie codziennie. A ty...? Co lubisz robić?
< Haning? >

czwartek, 28 lipca 2016

Od Hanginga "Czas rozmyśleń" cz. 1

Przechodziłem właśnie przez rzekę. Próbowałem jakoś przetrawić tę informację.. śmierć. któż to pojmie? Gdzieś w oddali na pewno ktoś ginie. Zdarza się każdemu. Śmierć. Powszechne określenie. Każdego to spotyka. Nikt jej nie chce. Więc czemu? Stanąłem. Stałem na skarpie. Wiatr wiał mi w futro. Mam swoje lata. Więc czy i mnie to czeka? Na pewno. Jak szybko? To się okaże. Uśmiechnąłem się sam do Siebie. 
- Póki co nie dopadniesz mnie. Nie dopadniesz mnie. Tu czeka mnie nowe życie. - wyszeptałem i zawróciłem. Należę do watahy zaledwie dwa, może trzy dni. Spokojnie tu. Śmierć na nikogo tu nie czeka. Kwiaty rozkwitają. Kwiaty. Kwiaty zmieniają wszystko. Kwiaty zmieniają sposób patrzenia na świat. Kwiaty. Takie małe, takie bezbronne i dobre, więc czemu i je czeka śmierć? Śmierć. Ileż można rozmyślać nad tym samym. Długo. Przechodząc widzę wesołe wilki. Szczęśliwe wilki. Cieszy mnie to. To miłe. Można czerpać przyjemność z patrzenia. Idąc tak, nikt na mnie nie patrzy. Nie patrzy. Ach.. kwiaty patrzą. Kwiaty widzą wszystko. Jednak ciągle trapi mnie coś.. Przyjaciel. Ha, miałem, nawet niejednego. Kiedyś. Towarzystwo kwiatów.. Moi przyjaciele. Kiedyś, teraz, może i kiedyś. Ach, ile razy mówili mi 'znajdź przyjaciela', 'załóż rodzinę'. Nie da się. Czasem.. ktoś nie potrafi. Ja. Ja nie potrafię. Jak rozmawiam, to sam ze Sobą. Kiedyś spotkałem przyjaciela. Był mały. Wychowałem go. I ruszył w świat. Ah.. Śmierć. Kwiaty. Przyjaciele. Napewno na to natrafisz. Czasem wcześniej, czasem później. Ale natrafisz. Czasem z przymusu, czasem sam się na to pchasz. Czasem po prostu przychodzi. Dochodzi czas. Czas to już głębsza kwestia. Chyba nie mam na nią siły. Czasem czas można przyśpieszyć. Znam imię każdego wilka z watahy. Więc czemu nie zagadam? Jestem niewidzialny. Nikt nie patrzy. Nie umiem. Dużo tego. Kiedyś się uda. Póki co, zostają kwiaty. Kwiaty. Pomyślałem i położyłem się na łące. Obserwowałem. Nie było tu zbyt wiele wilków na co dzień. Jednak czasem ktoś przejdzie. Czas. Wystarczy czekać.
< No więc.. może przejmie ktoś? >

wtorek, 26 lipca 2016

Od Tormenty "Przecież w końcu wyjdzie słońce" cz.6

Przewróciłam oczami.
- A czego się spodziewałeś, Guliwer? Nie gubię się bez powodu.
Rave wzruszył ramionami, jakkolwiek wilki wykonują ten gest.
- Skoro tak mówisz, Mikrusie...
- To miejsce odkryła moja przyjaciółka, Future - powiedziałam, wpatrując się w wodę. - Jeśli przypatrzysz się uważniej, dostrzeżesz nie tylko teraźniejszość, ale i przeszłość lub przyszłość. Dowiesz się, kto pochylał się, a kto będzie pił tę wodę.
- Interesujące. - Rave pochylił się nad taflą, która mimo obecności wodospadu była gładka niczym lustro. Podeszła do niego i również wpatrzyłam się w głębiny. Jednak nie dostrzegłam wizji a... Towarzyszący mi basior krzyknął, gdy olbrzymia macka owinęła się obok niego, a po chwili wciągnęła go pod wodę. O matko! I co ja mam zrobić...? Z braku lepszego pomysłu skoczyłam do wody. Zimna ciecz i bąbelki otoczyły mnie ze wszystkich stron. Po chwili zdezorientowania dostrzegłam oddalającą się ośmiornicę czy kałamarnicę. Nie wiedziałam, jakim cudem ten potok może być taki głęboki, ale zanurkowałam za wielkim stworzeniem. Choć wiedziałam, że to niezbyt bezpieczne, przeniosłam się błyskawicą do tajemniczej istoty. Oberwałam macką w brzuch, ale na szczęście użycie energii elektrycznej w wodzie tym razem nie zmieniło się w katastrofę. Kałamarnica czy tam ośmiornica wypłynęła nad powierzchnię wody. Poszłam za jej przykładem, bo brakowało mi już powietrza. Znajdowaliśmy się w jakiejś sporej jaskini, gdzie na brzegu czekał już jakiś jeździec z pochodnią siedzący na smoku. Chciałam przenieść się do Rave'a, ale dziwnym trafem nic się nie stało. Żadna z moich mocy nie działała. Tajemnicza postać na skrzydlatym gadzie odebrała basiora od wielkiego potwora i odleciała gdzieś w ciemność. Wywlekłam się na ląd i otrzepałam z wody. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, nie miałam pojęcia, gdzie jest Rave i w dodatku byłam sama w jakiejś ciemnej grocie. Ruszyłam w kierunku, w którym odlecieli porywacze brązowego basiora. W oddali dostrzegłam nikły blask światła. "Może jeszcze ich dogonię" - pomyślałam i przyspieszyłam. 
<Rave?>

HAKUNA MATTATA

Imię: Felix
Pseudonim: Felcio
Płeć: Samiec/Basior ♂
Wiek: 3 lata
Hierarchia: Omega
Partner/ka: Nie wykazuje nikim zainteresowania.
Rasa: Wilk Cienia 50% | Wilk Krwi 25% | Wilk Umysłu 25%
Głos: [Proszę uzupełnić.]
Stanowisko: Wojownik
Charakter: Felix to uprzejmy oraz pomocny basior,który od czasu do czasu lubi się podroczyć.Należy do wilków miłych.
Waga: 50 kg
Wysokość w kłębie: 60 cm
Aparycja: Na pyszczku ma namalowany znak koloru niebieskiego.
Historia: Za długa, by opowiadać.
Rodzina: Diablo - Ojciec taki jak każdy.Śmierć - Matka jak każda.
Żywioł: Woda
Moce:
♠ Włada wodą.
♠ Umie czytać w myślach.
♠ Potrafi rozmawiać z wodnymi zwierzakami.
Opanowanie żywiołu: 50%
Patron: Patronem Felixa jest bożek wojny, który dla niego jest w pewien sposób wyjątkowy.
Umiejętności: Jego mocną stroną jest polowanie.
Słaby punkt: Lewa tylna łapa.
Boi się: Zaufać komuś na nowo,lęka się również ognia.
Agresja: W stosunku do watahy 1/10 ; obcych 5/10 ; wrogów 8/10
Inne zdjęcia: -
Informacje dodatkowe: -
Towarzysz: -
Pieniądze: 100$
Ekwipunek: Pusty
Właściciel: nom

Od Rave'a "Przecież w końcu wyjdzie słońce" cz.5

- Trudno jest się domyślić prawda? – uniosłem jedną brew i spojrzałem na nią rozbawiony. – Idę.
Wadera prychnęła cicho i ruszyła żwawym krokiem naprzód, a ja za nią. Co jakiś czas potrząsała łbem, żeby odgarnąć z oczu niesforną grzywkę. Ja za to rozglądałem się dookoła, aby jak najlepiej zapamiętać drogę na wypadek, gdybym wracał sam. Nie miałem specjalnej ochoty błąkać się po tych terenach, bo jak na razie teleportacja nie wchodziła w grę, za słabo pamiętałem swoją jaskinię. Mogłem też zapytać jakiegoś wilka o drogę, ale po co wdawać się w jakieś zbędne konwersacje?
- Dokąd idziemy? – zapytałem, gdy zauważyłem, że jesteśmy w miejscu, którego nie kojarzę.
- Nad wodospad – usłyszałem uprzejmą odpowiedź. Trochę się zdziwiłem, ale przemilczałem temat i zadałem kolejne pytanie.
- Znasz tu kogoś?
- Sakurę – odpowiedziała zwalniając i wyrównując ze mną krok. Trudno było rozmawiać na taką odległość. – To taka różowa wadera, może ją kojarzysz?
Potrząsnąłem głową, starając sobie przypomnieć jakąś Sakurę, ale na próżno. Pustka.
- Nie spotykam się z waderami – warknąłem ostrzej niż bym chciał. – Nie widzę w tym nic ekscytującego…muszę też zajmować się siostrą.
- Słyszałam, że się nią opiekujesz Guliwer – odparła i rozejrzała się dookoła. – Już niedaleko
- Mikrusie, na pewno nic nie pomyliłaś? – zadrwiłem, ale tak naprawdę byłem wdzięczny za zmianę tematu.
- Guliwer, czy ja wyglądam na głupią? – prychnęła.
- Jeśli by się…- urwałem, bo przed naszymi oczami pojawił się błękitny wodospad. Podeszliśmy bliżej, a ja zanurzyłem łapę w chłodnej cieczy. – Brawo Mikrus, udało ci doprowadzić nas tu żywych.
Tormenta? Bardzo znudzona? xd >

Od Tormenty "Przecież w końcu wyjdzie słońce" cz.4

Prychnęłam cicho. Miałam przeczucie, że z moim potknięciem związany jest ten Rave. Tylko jego widziałam w pobliżu, a i nie dostrzegłam kamienia, gałęzi, liny czy czegokolwiek w okolicy miejsca, w którym spotkałam się z ziemią. Jeleń na pewno to nie był, bo dał się złapać basiorowi. 
- Nie mam specjalnej ochoty na zabieranie ci części jedzenia, ale dzięki, Guliwer.
- I tak całego sam nie zjem, Mikrusie - odparł Rave. Przewróciłam oczami i zajęłam się odrywaniem od reszty ciała jednej jeleniej nogi. Nowy znajomy stał nade mną i patrzył, co mnie nieco irytowało, ale gdy tylko udało mi się oddzielić kończynę od reszty kopytnego, zabrał się do jedzenia. Przez pewien czas spożywaliśmy w milczeniu nasze śniadanie. Następnie oblizałam pysk i wstałam, pozostawiając na ziemi kość ze znikomą ilością mięsa. Potrząsnęłam głową, strącając grzywkę z oczu i odwróciłam się do brązowego basiora.
- Chyba już pójdę - oznajmiłam. 
- Można wiedzieć, gdzie, Mikrusie? - zapytał Rave od niechcenia.
- Na pewno na tereny watahy, pozwiedzać. A co, czyżby Guliwer chciał się przyłączyć?
- Warto by było poznać niektóre miejsca - odparł basior, wstając.
- Mam rozumieć, że idziesz? - upewniłam się.
< Rave? Dzisiaj trochę krótko >

Od Tormenty "Nowy przyjaciel" cz.14

- No... Ja... Lubię jogurt - powiedziałam niepewnie, a Sakura zaśmiała się.

- O co ci chodzi? - zapytałam, przyglądając się wilczycy ze zdziwieniem.
- Pierwszy raz spotykam wilka, który lubi jogurt. Jaki smak najbardziej?
- Em... Owoce leśne. Poza tym dużo czytam. A moje ulubione kolory to złoty, czarny, niebieski i szary.
- A jak tu trafiłaś? Bo ja przez większość życia mieszkałam w rodzinnej watasze, ale gdy zmienił się władca ja i większość młodych wilków odeszliśmy. Wędrowałam kilka dni i dotarłam tutaj. A ty?
- Ja... Z rodziną mieszkałam tylko przez rok. Potem nas zaatakowano i przeżyłam tylko ja. Błąkałam się po watahach przez dwa czy trzy lata, aż trafiłam tutaj. 
- Nie zostawałaś dłużej?
- Wyrzucali mnie - przyznałam. - Nie mówmy teraz o tym. Zróbmy tą gorącą czekoladę.
Sakura nie naciskała, więc zabrałyśmy się za przygotowanie czekoladowego napoju. Sącząc kakao piekłyśmy na ognisku pianki, jadłyśmy herbatniki i świeże owoce. Gdy na dobre zrobiło się ciemno, opowiedziałam znajomej mroczną historię o morderstwie w galerii handlowej. Potem jeszcze przez pewien czas rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Sakura ziewnęła szeroko.
- Przepraszam, ale jestem zmęczona. Idę spać.
Wstała i weszła do mojej jaskini. Życzyłam jej dobrej nocy, a sama jeszcze posiedziałam przed grotą, gapiąc się w ogień. Zastanawiały mnie słowa Future. Czy oni naprawdę wrócą? To jasne, chcieli mnie zabić, ale powiedzieli mi o tym wiele księżyców temu. Błąkałam się przez tyle dni sama, dlaczego wtedy nikt mnie nie zaatakował? Chcą mi odebrać nowy dom i przyjaciół? Cóż, dotychczas nie było o tym mowy... Przymknęłam powieki.
***
- Tormi, wstawaj! - Usłyszałam jeszcze przez sen głos Sakury, która mną potrząsała. Otworzyłam zaspane oczy.
- Co? Gdzie? - zapytałam, rozglądając się nieprzytomnie wokoło.
- Weź mi powiedz, jak się od nich uwolnić! - krzyknęła wilczyca, machając łapą, do której wbiła się zębami Present. Future warczała, a Past przymierzał się do skoku.
- Spokojnie, to przyjaciółka - wyjaśniłam lisopodobnym. Stworzenia niechętnie podeszły do mnie.
- To Past, Present i Future - przedstawiłam przyjaciół z postanowieniem, że nic więcej o nich nie pisnę. Niech to również zostanie na razie moją tajemnicą...
< Sakura? >

poniedziałek, 25 lipca 2016

Od Sakury "Nowy przyjaciel" cz.13

-Hmmm... No dobra. -powiedziałam.

-A... Co stało się z tym tygrysem? -zapytała Tormenta.
-Wiesz... On poszedł spać, a jutro opuszcza naszą watahe w poszukiwaniu... Kogoś!
-A możesz trochę jaśniej?
-Nie za bardzo... To tajemnica. To co idziemy do Ciebie?
-Eee... Tak jasne.
Uśmiechnęłam się i poszłam za Tormentą do jej jaskini.
***
Po kilku minutach byliśmy w jej jaskini. Niebo przepełniało się od gwiazd, a Tormenta i ja pozbierałyśmy trochę drewna i połorzyłyśmy przed jaskinią wadery.
-Przydałby nam się jeszcze jakiś ogień. -powiedziała wadera.
-Ja się tym zajme. -odpowiedziałam.
Spojrzałam na jedną z gwiazd i dzięki mojej mocy przyciągnęłam ją do siebie. Potem zamieniłam ją w iskre i położyłam na drewnie, które po chwili zapaliło się. 
-To twoja moc? -zapytała Tormi.
-Tak. Jedna z czterech. Reszta to porozumiewanie się telepatycznie z innymi gatunkami zwierząt, przemiana ciał i głosów z Arukaz i świecące się oczy w ciemności. No i jeszcze moc, którą przed chwilą widziałaś, to władanie nad gwiazdami. -wytłumaczyłam.
-Nawet fajne.
-A teraz tak trochę z innej beczki. Podoba Ci się jakiś basior z naszej watahy?
-Nie. -odpowiedziała stanowczo wadera, a potem dodała -Jak na razie. A tobie?
-Może trocheee...
-Który?
-Rave. Znam go tylko z wyglądu i z imienia i ma chyba młodszą siostre. Nie znam go, ale jest nawet przystojny.
-Aha.
-Teraz ty coś opowiedz.
Tormenta? >

Od Rave'a "Morze kamyków" cz.2

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dobrze, nawet bardzo. Pozwolono obudzić mi się dobrowolnie, co było dużym plusem, nienawidziłem być budzonym, ale ta informacja chyba nie docierała do móżdżków szczeniąt. Yolie chrapała cichutko na swoim legowisku z sarniej skóry, a ja jak najciszej potrafiłem skierowałem się nad jezioro, gdzie chciałem się ochłodzić i przy okazji poszukać kamyków. Nie było tam nikogo, dlatego mój humor stał się jeszcze lepszy, a na pysk wkradł się uśmiech zadowolenia. Przysiadłem tuż nad brzegiem i począłem zbierać kawałki skały. Zauważyłem żółte, zielone, niebieskie, a nawet czerwone. Nigdzie jednak nie widziałem bursztynu, który był jednym z ładniejszych kamieni. Zerknąłem w bok na stertę znalezisk, które mnie zainteresowały i zdałem sobie sprawę, że kilka zniknęło. Chwilę później dostałem jednym z nich w głowę, a z mojego pyska, mimowolnie wydobyło się: „Auuu”. Usłyszawszy śmiech, zbliżyłem się do pobliskiego drzewa, na którym ktoś zapewne siedział. Wilk zaczął wspinać się do góry, ale przez moje zaklęcie, gałąź się złamała. Nie przewidziałem jednak tego, że winowajca spadnie na mnie. Przed oczami przemknął mi tylko ciemny kształt i wylądował na moim grzbiecie, przygniatając mnie do ziemi. Dość szybko oprzytomniałem i nie zważając na być może poszkodowanego ktosia, zrzuciłem go z siebie. Wstałem pospiesznie i w końcu miałem szansę, przyjrzeć się cwaniakowi, który okazał się…waderą. Była większa niż inne, które znałem może mojego wzrostu, a jej ciemne futro było pełne liści, wskutek szybkiej podróży na dół. Wilczyca otrzepała się i podniosła, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem szarych oczu. Skąd ja znam to spojrzenie… Moje parszywe szczęście, zafundowało mi kolejne zapewne urocze, spotkanie.
- Ej! – z jej ust wydobył się okrzyk, kiedy okrążył ją ogień. Spal ją, spal, słyszałem swoje myśli. Westchnąłem, kiedy przypomniało mi się, że nie mogę nic jej zrobić. Kolejna zasada obowiązująca w watasze. Płomienie zniknęły, a wadera wyglądała jakby chciała się na mnie rzucić. – Za co to było?
- Cholera, jesteś tępa czy co? Rzucałaś we mnie kamieniami! – warknąłem.
- Nie mów, że będziesz płakał z tego powodu – uśmiechnęła się ironicznie.
- Damom nie przystoi takie zachowanie – uspokoiłem się i dołączyłem do walki na słowa. – Jestem Rave, powinnaś znać imię basiora, który uratował ci życie – pominąłem fakt, że ja spowodowałem jego zagrożenie. Czekałem na jej reakcję, a kąciki moich ust uniosły się w drwiącym uśmiechu, charakterystycznym dla mojej osoby.
< Scarlee? >

Od Rave'a "Przecież w końcu wyjdzie słońce" cz.3

- Sprawdzam tylko, czy mnie czasem nie okłamujesz. A teraz zamierzam ci złożyć ofertę wspólnego polowania, skoro już uciekło NAM śniadanie. Od ciebie zależy, czy ją przyjmiesz czy odrzucisz. To jak? - skierowała pytanie do mnie. Przez chwilę się wahałem, rozważając za i przeciw. Ostatecznie, zgodziłem się na jej propozycję, nie mogłem jednak powstrzymać się przed rzuceniem złośliwego komentarza.
- Czyżbyś potrzebowała mojej pomocy, Mikrusie? - zadrwiłem, bo przy mnie wyglądała jak wyrośnięty szczeniak.
- Sam jesteś mikrus - odcięła się, aż nazbyt kreatywnie. Posłałem jej współczujące spojrzenie i ruszyłem do przodu, a wadera za mną. Dzieliło nas kilka metrów, które sprawiały, że czułem większy komfort niż gdybyśmy szli ramię w ramię. To nie tak, że nie lubię towarzystwa, zwyczajnie cenię sobie swoją przestrzeń osobistą, która i tak została dziś naruszona.
- Świetnie tak sobie pogadać, prawda? - zauważyłem sarkastycznie przerywając ciszę, a słysząc mój głos, wilczyca poniosła głowę. Nasze spojrzenia się spotkały, tylko po to, żeby zaraz się rozejść.
- A o czym niby mamy rozmawiać? - odparła chłodno.
- Trafne spostrzeżenie, Mikrus -przyznałem i zatrzymałem się w chwili, gdy do mojego nosa dotarł zapach zwierzyny. - Zobaczymy czy potrafisz polować...
- Przyznaj, że nie chce ci się ruszyć tyłka - prychnęła lekceważąco, na co zareagowałem uśmiechem.
- To co upolujesz jest twoje - powiedziałem lekko mrużąc oczy, bo słońce zaczęło mnie razić. - Damy mają pierwszeństwo, więc ci ustępuję

Tormenta burknęła coś w stylu "Milutko" i ruszyła na jelenia, a z jej ruchu wyczytałem, że jest pewna siebie. Najwyraźniej zdobywanie pożywienia nie jest jej słabą stroną. Jaka szkoda, że będę musiał jej przeszkodzić... Korzystając z odpowiedniej chwili, wyszeptałem szybkie zaklęcie, a w momencie gdy je skończyłem wadera wywaliła się jak długa. Wkurzona, zaczęła głośno kląć i czym prędzej się podniosła. Podbiegłem do niej z drwiną wymalowaną na pysku.

- Patrz i się ucz - rzuciłem i zaatakowałem czterokopytnego, który nie uciekł daleko. Wróciłem ze zdobyczą do wilczycy i usiadłem na ziemi. Wypuściłem jelenia z pyska i podniosłem wzrok na Tormentę. - No widzisz, tak to się robi - podsunąłem jej zdobycz, żeby się najadła. Może jestem chłodny i denerwujący, ale nie pozwolę jej głodować. - Smacznego Mikrus.
< Tormenta? Przepraszam za jakiekolwiek błędy :3 I mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam xd >

Od Scarlett "Morze kamyków" cz.1

Zaczęło się powoli ściemniać, więc w końcu wyszłam ze swojej groty, schowanej w wielkiej gęstwinie drzew i krzewów, oddalonej o kilkanaście metrów od głębokiego jeziora. Nie lubiłam przebywać blisko wody, jednak tu znalazłam przyzwoite schronienie przed słońcem i wysoką temperaturą.
Od razu wypatrzyłam sarnę, pasącą się blisko. Zakradłam się powoli, ale porozrzucane gałęzie i nagły powiew wiatru pokrzyżował mi plan złapania dorodnej ofiary. Zwierzę wpadło w ucieczkę, a ja za nim. W końcu dogoniłam sarnę, wskakując jej na grzbiet i wbijając ostre kły w kark. Przebiegła jeszcze kilka metrów, po czym padła jak kamień w wodę.
Posilając się upolowaną zwierzyną przed grotą, usłyszałam oznaki czyjejś obecności niedaleko mnie. Ktoś musiał siedzieć przy wodzie...
Cicho podeszłam do starego drzewa, na którym zawsze lubiłam siedzieć i obserwować otoczenie.
Na jednym z brzegów jeziora siedział ciemnobrązowy wilk. Był bardzo wysoki i mógł dorównywać mojej posturze. Przybysz sięgał co chwilę po losowy kamyczek i oglądał go dokładnie, po czym albo wrzucał do wody, albo odstawiał na bok, na stertę innych. Zdziwiło i jednocześnie zaintrygowało mnie te zajęcie.
Siedząc sobie na jednej z gałęzi wielkiego dębu, skryta w cieniu korony, postanowiłam się trochę podroczyć z tajemniczym wilkiem. Siłą umysłu podniosłam kilka kamyczków ułożonych na stercie. Lewitując przyfrunęły do mnie w chwili, gdy tamten obrócił głowę w stronę sterty. Znieruchomiał na chwilę i z otwartymi szeroko oczami rozglądał się za brakująca garścią kamieni. Aż w środku kipiałam ze śmiechu.
Wilk szukał wzrokiem sowich kamieniu, gdy ja wycelowywałam w jego głowę mały kamyczek. Świsnęło w powietrzu i usłyszałam głośne "Auu!". Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem, a lewitujące kamyki skradzione wilkowi upadły z głuchym łoskotem na piach. Prawie i ja spadła bym z gałęzi, gdy wtem poczułam czyiś wzrok na mnie. Jedynym dla mnie ratunkiem było czarne futro, które wtapiało się w cień korony drzewa. 
Przybysz obserwował bacznie gałąź, na której siedziałam. Podszedł bliżej do pnia i wzrokiem szukał kogoś lub czegoś co odpowiadało za te głupie rzeczy.
Wciąż śmiejąc się z wilka skakałam z gałęzi na gałąź, powodując zakłopotanie w obcym. Na ostatniej gałęzi z której miałam skoczyć na inną, usłyszałam cichy zgrzyt i poczułam jak lecę w dół. I zamiast upaść twardą ziemię, spadłam na coś miękkiego, przygniatając coś lub kogoś...
< Rave? >

Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich.

Imię: Hanging
Pseudonim: Jak Sobie życzysz.
Płeć: Samiec/Basior ♂
Wiek: 9 lat
Hierarchia: Omega
Partner/ka: Któż kocha mocniej od kwiatów?
Rasa: Wilk Harmonii 100%
Głos: Adam Lambert
Stanowisko: Szukający
Charakter: Hanging jest już doświadczonym wilkiem, więc nie miesza się w kłopoty. W życiu kieruje się przeżyciami. Żyje własnym życiem, lecz mimo to zawsze chętnie doradzi. Może i sprawia wrażenie samotnika, ale tak naprawdę bardzo lubi towarzystwo innych wilków. Hanging jest spokojny, rzadko agresywny. Każdy miewa złe dni, ale z nim nawet wtedy można spokojnie porozmawiać.
Waga: 62 kg
Wysokość w kłębie: 84 cm
Aparycja: Zwykły ciemnoszary wilk z częściowym jasnoszarymi plamami. Jego oczy są bardzo ciemne. Można go rozpoznać po tym że lekko kuleje.
Historia: Ah nic nadzwyczajnego. Wychował się normalnie jako szczeniak, gdy podrósł opuścił watahę i wędrował.
Rodzina: Mama - Hagnes. Wilczyca która była zielarką. Gdy urodziła syna, nazwała go Hurts, ale nie podobało mu się to imię i prosił aby nazywano go Hanging. Ojciec - Xyo. Strażnik Dzienny, lubiany w watasze. Darzył syna wyjątkowym uczuciem
Żywioł: Ziemi
Moce:
♠ Umie powodować rozkwit roślin
 Umie cofać się w czasie
 Umie leczyć rany, ale to Sporadycznie
 Umie zaglądać w umysły innych, ale nie robi tego dla przyjemności
 Umie doprowadzić innego wilka do wewnętrznej harmonii
Opanowanie żywiołu: 50%
Patron: Forest. Czyż nie wspaniały jest wilk równie bardzo kochający naturę?
Umiejętności: Dobrze zna się na wilczej psychice... chyba.
Słaby punkt: Wytykanie jego błędów.
Boi się: Bólu innego wilka.
Agresja: W stosunku do watahy 1/10 ; obcych 4/10 ; wrogów 7/10
Inne zdjęcia: -
Informacje dodatkowe:
Obsesja na punkcie motyli.
Towarzysz: -
Linki: Opowiadania
Pieniądze: 100$
Ekwipunek: Pusty.
Właściciel: Sosik112

piątek, 22 lipca 2016

Od Tormenty "Przecież w końcu wyjdzie słońce" cz.2

Ten ranek nie zwiastował niczego szczególnego. Nawet deszcz nie miał ochoty padać, choć miałam nadzieję na jakąś popołudniową burzę. Obudziłam się, gdy tylko promienie słońca zalały moje nieduże mieszkanie. Eh... Czemu zasypiałam tak blisko wejścia? Może dlatego, że całkowita ciemność od zawsze wydaje mi się nienaturalna? Ale czemu ja się rozwodzę nad takimi niezbyt istotnymi szczegółami? Kogo to zresztą obchodzi? Wróćmy lepiej do wydarzeń owego poranka. Nie wiedząc zbytnio, co mam robić, powlekłam się ku jaskini zajmowanej przez Pasta, Present i Future. Byli moimi jedynymi przyjaciółmi i znajomymi spoza watahy, zresztą nie chciałam budzić Sakury. 
Po pół godzinie dotarłam w znajome miejsce. Zajrzałam do nadrzecznej groty, lecz ta byłą pusta. Cóż, nie mam chyba dzisiaj szczęścia. Niezbyt pasująca do mnie pogoda, nuda i brak towarzystwa. Czy może być gorzej? Oczywiście, w końcu zawsze może być gorzej. Byłam ciekawa, co jeszcze przyniesie mi ten piękny dla innych dzionek. Zaczęłam snuć różne domysły i hipotezy, które niestety, klasycznie, przerwał znany chyba każdemu odgłos, mianowicie burczenie w brzuchu. Eh, i tak nie mam nic do roboty, co mi zaszkodzi na coś zapolować? Ruszyłam więc na poszukiwania jakiegoś jedzenia.
Po kilkunastu minutach udało mi sie zwietrzyć stado saren. Znajdowały się całkiem niedaleko, więc zaczęłam się cicho ku nim podkradać. Spomiędzy drzew dostrzegłam pasącego się nieco dalej niż grupa osobnika. Cóż, błąd. Miejsce, gdzie żerował roślinożerny, z trzech stron osłaniał las. Podeszłam do niego niezauważona, zaatakowałam i... zderzyłam się z jakimś wilkiem. Sarna uciekła, a my wylądowaliśmy na ziemi. Basior podniósł się i warknął:
- Ślepy jesteś czy co? Przez ciebie uciekło mi śniadanie!
- Po pierwsze, jak już to ślepa - powiedziałam oschle, wstając. - Po drugie, ta sarna nie miała kartki z napisem "Rezerwacja dla..."... Właśnie, jak się nazywasz?
- O to samo mógłbym zapytać CIEBIE - odparł wilk. Był znacznie wyższy ode mnie, miał ciemnobrązowe futro i oczy koloru bursztynu.
- Tormenta, jeśli już musisz wiedzieć - mruknęłam nieufnie, wlepiając wzrok w ślepia basiora.
- Rave. Nie musisz się tak gapić.
- Sprawdzam tylko, czy mnie czasem nie okłamujesz. A teraz zamierzam ci złożyć ofertę wspólnego polowania, skoro już uciekło NAM śniadanie. Od ciebie zależy, czy ją przyjmiesz czy odrzucisz. To jak?
Rave? >

Od Tormenty "Nowy przyjaciel" cz.12

Kiedy Sakura popędziła gdzieś, zostałam sama z tygrysem. Nie miałam większej ochoty na rozmawianie z nim, toteż pożegnałam się i odeszłam. Gdy zniknęłam w lesie przyspieszyłam kroku. Zapomniałam zobaczyć się z Future, która chciała mi coś przekazać. Moi przyjaciele aktualnie upodobali sobie niedużą jaskinię nad rzeką; tam też jej szukałam. Kiedy dotarłam na miejsce, znajoma spoglądała w wodę. Przybrała postać wilka i okryła się ciemnym płaszczem z kapturem. Gdy uniosła głowę, dostrzegłam jedynie czarny pysk i niebieskie, błyszczące ślepia.
- Jesteś w końcu - powiedziała głosem o tajemniczej, mrocznej barwie.
- Co chcesz mi przekazać? - zapytałam, podchodząc bliżej. Future machnęła łapą i wokół pojawiła się czarna mgła. Jej oczy stały się całe niebieskie, pozostawiające w powietrzu ślad. Uniosła się na kilka centymetrów w powietrze.
- Oni powrócą, Tormento. - Głos mojej przyjaciółki był nieco ochrypły, głębszy i zwielokrotniony. Czekałam na ciąg dalszy, ale mgła rozwiała się, a Future stałą się przypominającym lisa stworzonkiem o kruczym futrze.
- Dziękuję. Czy mogłabyś pokazać mi, co robi Sakura?
- Od tego jest Present, a zdaje mi się, że poszła z Pastem nazbierać jagód.
- W porządku. Jeszcze raz dzięki - powiedziałam i ruszyłam ku miejscu, gdzie ostatni raz widziałam Shadowa. Wielki tygrys wciąż tam był i wygrzewał się na słońcu. Po jego (słońca) pozycji poznałam, że nie było mnie jakimś cudem dwie godziny. Nie wiem, jak ta Future to robi, ale przy niej czas dość szybko ulatuje... A co tam.
- Sakura jeszcze nie wróciła? - zapytałam. Zbliżał się już zachód słońca, drzewa rzucały coraz dłuższe cienie. Tygrys pokręcił przecząco głową. Wzniosłam oczy ku niebu, a potem usiadłam na trawie. Zastanawiałam się, ile będę musiała czekać na wilczycę. Jak się okazało później, tylko kilka minut.
- Gdzie ty tak długo byłaś? -zapytałam, gdy ujrzałam znajomą.
- Na polowaniu. Razem z siostrą upolowałyśmy dla tej parki dwie sarny i dwa dziki. Wystarczy im na trzy dni - wyjaśniła.
- Miła jesteś dla tych których nie znasz -mruknęłam. 
-Jeszcze milsza dla przyjaciół. To do jutra przyjaciółko - odparła wadera i zaczęła odchodzić z Shadowem. Przyjaciółko? Czy na to aby nie zbyt wcześnie? Niewiele o niej wiem, to samo ona o mnie... Cóż, nie wydawała się jednak zła. Może... powinnyśmy spędzić ze sobą trochę więcej czasu? Po chwili namysłu pobiegłam w ślad za Sakurą. Gdy ją dogoniłam, byłą już bez tygrysa.
- Co powiesz na nocowanie u mnie? Zrobimy ognisko, napijemy się gorącej czekolady, opowiesz mi coś o sobie, potem ja o mnie. Zgadzasz się? - zaproponowałam.
Sakura? >

Od Rave'a "Przecież w końcu wyjdzie słońce" cz.1

- Raveeee, pobudka – siostra zaczęła piszczeć mi do ucha i skakać po jaskini. Gdy znalazła się w zasięgu moich łap, złapałem ją i przycisnąłem do siebie. – Puść! Rave!
- I co teraz, cwaniaku? – zadrwiłem, bez trudu trzymając wiercącego się szczeniaka. Yolie jednak nie poddała się i walczyła dalej z moją łapą, która nijak nie dawała się przesunąć.
- Rave! – powtórzyła piskliwie i spojrzała na mnie błagalnie – Przepraszam!
- Słucham? – zacząłem się z nią droczyć, a waderka dała się podejść.
- Przecież mówiłam! – zdenerwowała się. – Przepraszam no!
Z triumfalnym uśmiechem wypuściłem ją z moich objęć, a ona z okrzykiem radości odbiegła ode mnie na kilka metrów. Zrezygnowany podniosłem się z ziemi i potrząsnąłem łbem, chcąc odgonić sen. 
- Mogę iść się pobawić? – spytała, a spotkawszy się z moim srogim spojrzeniem, podkuliła ogonek. W kącikach jej oczu pojawiły się łzy, które po chwili zmieniły się w istny wodospad. – Proszę, będę uważać!
- Wiesz co o tym myślę – starałem się być nieugięty, chociaż moje serce zaczynało mięknąć. – Gdyby była z nami Melody, mogłabyś chodzić gdzie chcesz, ale jej tu nie ma - wspomnienie wadery sprawiło, że moja siostra zaczęła głośniej płakać, a ja sam zachmurzyłem się. Trzeba było zostać tym bogiem i mieć to wszystko gdzieś. Od kiedy jestem zwykłym śmiertelnikiem, nic mi nie wychodzi. Westchnąłem zrezygnowany i przytuliłem Yolie – Dobrze, ale nie oddalaj się zbytnio. Jeśli chodzi o jedzenie, niedaleko jest jezioro, spróbuj coś sobie złapać. Gdy się zmęczysz wróć od razu do jaskini, bo nie mam ochoty szukać cię po krzakach, jeśli zaśniesz. 
Dosłownie sekundę później jej łzy zniknęły, a ona sama wybiegła z naszego domu, zostawiając mnie samego. Ja za to, nie mając ochoty na nudę, wybrałem się na polowanie. Wszystko poszłoby wzorowo, gdyby nie jakiś wilk, który upatrzył sobie tą samą sarnę. Skoczyliśmy na nią i pech chciał, żebyśmy się zderzyli.
- Ślepy jesteś czy co? – warknąłem, podnosząc się. – Przez ciebie uciekło mi śniadanie!
< Ktosiu? Może wadera? ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Od Sakury "Nowy przyjaciel" cz.11

-Z kocu... -spojrzałam na tygrysa -Shadow! Co ty tutaj robisz!? Co?
-Eeee.... Chwila, chwila. Wy się znacie!? -zapytała Tormenta.
-No tak! Znalazłam go kiedy był jeszcze młody. Moi rodzice zajęli się nim, gdy odeszłam. No a teraz gadaj co tu robisz!?
-Eeee... No bo... -zaczął kot.
-Tak wiedziałam! Uciekłeś! A czemu skoczyłeś na Arukaz?
-Bo... nie wiedziałem, że to ona!
-Oj pogadamy sobie młodźeńcze. Pogadamy. Tak w ogóle to jest moja przyjaciółka Tormenta -wskazałam na waderę -A to jest Shadow, mój towarzysz ze starej watahy.
-Hej. -powiedziała nie śmiało Tormi.
-A tak w ogóle... To znalazłem kogoś, a raczej coś po drodze. Chodźcie! -powiedział tygrys i zaczą przechodzić przez gęstwine drzew.
Przewóciłam oczami i zaczęłam biec za kotem.
***
Na miejscu okazało się, że tym czymś był zwykły pies.
-To jest ten twój coś? -zapytałam.
-Ciii.... Tak. On mnie ugryzł i powiedział, żebym się do niego nie zblirzał, bo i tak nie dostane jego skarbu. -odpowiedział Shadow.
-Rzeczywiście. Sakura zobacz, on pilnuje jakiejś nory. -powiedziała Tormenta.
-Shadow ty odwróć jego uwage, a my zobaczymy co on tam chowa. -powiedziała Arukaz.
Tygrys wyskoczył z krzaków i zaczą wkurzać psa, po chwili oboje gdzieś odbiegli.
-Szybko! Mamy mało czasu! -krzyknęła Arukaz.
Wybiegliśmy zza krzaków i zblirzyliśmy się do nory. Arukaz na chwilę przejęła moje ciało i wślizgnęła się do nory. Okazało się, że jest tam wychudzona syczka z piątką szczeniąt. Suczka spojrzała na mnie swoimi przestraszonymi i smutnymi oczami, po czym wyszeptała:
-Proszę nie zabijaj mnie.
-O nie. Ja nawet nie miałam takiego zamiaru. Chciała tylko wiedzieć czego pilnuje tamten pies. Już mnie nie ma. -powiedziałam i wyszłam.
-W samą porę. -powiedziała czarna wadera.
Szybko schowałyśmy się z powrotem za krzaki. Po chwili dołączył do nas tygrys.
-Szybko zmywamy się! -krzykną kot.
***
Byliśmy na skraju lasu.
-Sakura opowiadaj co tam było. -powiedziała lekko podekscytowana Tormi.
-Była tam wygłodzona suczka z piątką swoich dzieci. -powiedziałam.
-To tego pilnował ten pies. Chronił swoją rodzinę. -dopowiedział mój dawny towarzysz.
-Tak. Nie wiem jak to się skończy, ale wiem jedno. Nie zostawię tak tego. -powiedziałam.
-Co masz zamiar zrobić? -zapytała wadera.
-To co muszę. -odpowiedziałam i poszłam z powrotem do lasu.
***
Gdy słońce zaczęło zachodzić ja wróciłam do swoich przyjaciół.
-Gdzie ty tak długo byłaś? -zapytała Tormenta.
-Na polowaniu. Razem z siostrą upolowałyśmy dla tej parki dwie sarny i dwa dziki. Wystarczy im na trzy dni. -wytłumaczyłam.
-Miła jesteś dla tych których nie znasz.
-Jeszcze milsza dla przyjaciół. To do jutra przyjaciółko. -powiedziałam i odeszłam razem z tygrysem.
< Tormenta? (jak dla mnie opko sweet) >

czwartek, 21 lipca 2016

POWITAJMY SITHUS !

Imię: Sithus
Pseudonim: Yolie, Yellowstone.
Płeć: Samica/Wadera ♀
Wiek: 1 rok
Hierarchia: Omega
Rasa: Wilk Wody 50% | Wilk Natury 30% | Wilk Światła 10% | Wilk Galaktyki 10%
Kierunek: Chciałaby zostać strategiem.
Charakter: Pełna energii, urocza waderka, roztaczająca wokół siebie aurę radości. W pierwszych kontaktach nieśmiała, z czasem jednak przekonuje się do nowo poznanego osobnika. Jest zbyt ufna, wierzy w każde słowo. Bardzo ciekawa wszystkiego co ją otacza. Od czasu do czasu budzi się niej tchórz, ale zazwyczaj jest ciekawska i chętnie idzie do przodu.
Aparycja: Miękka i dosyć długa brązowa sierść, jest błyszcząca i pachnie wiosną [podarunek od matki, czyżby ruszyło ją sumienie? ~Rave]. Na jej bokach i łapach widać białe paski i plamki, a końcówki jej uszu przypominają szczyty gór pokryte śniegiem. Z kolei oczy Yolie przywodzą na myśl głębokie, błękitne jezioro, z łatwością można się w nich zatracić.
Jest dość drobna, ale uważa to za zaletę.
Historia: Wadera od chwili narodzin została spisana na straty. Uznana za zbyt słabą, by mogła przeżyć miała zostać zabita i gdyby nie jej brat - Rave, doszłoby do jej śmierci. Szczeniak z dnia na dzień rósł pod opieką basiora, który był teraz jej opiekunem i jedyną rodziną. Po krótkim incydencie z Melody, znaleźli watahę, do której dołączyli.[Dłuższa wersja jej historii u Rave'a]
Rodzina: Forest - matka, wadera nie wie, że jest jej córką, łagodna i stanowcza. Water - ojciec, kilka razy go widziała, lecz nie miała okazji go poznać i dowiedzieć się kim jest, niezależny i zabawny. Rave - brat i zarazem opiekun, szczeniak go uwielbia, troskliwy i odpowiedzialny.Buried - brat, Yolie nie wie, że są spokrewnieni.Aqua - siostra, o której nie wie.
Żywioł: Nieznany
Moce: Odkrywa
Opanowanie żywiołu: 0%
Patron: Water – ojciec, który nad nią czuwa. Forest – czasami jej pomaga, ale chyba tylko z konieczności. Jako matka musi jej trochę pilnować.
Umiejętności: Śpiew, z jej ust wydobywają się czyste, niezmącone fałszem dźwięki. Jej śpiew to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie.Pływanie, we wodzie jest niczym ryba.Jest wysportowana, wskoczenie na kamień czy wdrapanie się na drzewo nie stanowią dla niej trudności.
Słaby punkt: Łapy, jeśli wyceluje się w nie cios, wadera ma trudność z unikiem.Strach, jeśli ma zły dzień, cień może być dla niej potworem.
Boi się: Pająków,burzy, acz nie jest to jakaś fobia.
Agresja: W stosunku do watahy: 1/10 ; obcych 3/10 ; wrogów 6/10
Inne zdjęcia: -
Informacje dodatkowe:
♦ Wręcz ubóstwia owoce,
♦ Potrafi mówić bardzo szybko
Towarzysz: ---
Linki: Opowiadania
Pieniądze: 100$
Ekwipunek: Pusty

NIE UCIEKAJ PRZED SOBĄ, TO O CZYM MYŚLISZ I TAK CIĘ DOPADNIE

Imię: Rave
Pseudonim: Grey, Sunil.
Płeć: Samiec/Basior ♂
Wiek: Ponad 4 miliony lat [Jeśli nie wiesz o co chodzi, poświęć swój cenny czas na przeczytanie historii.]
Hierarchia: Omega
Partner/ka: Jeśli uda ci się zdobyć jego serce, osobiście ci pogratuluję. Umyślnie odpycha on od siebie wadery, chociaż jest niczego sobie. Wilczyce mają trudność z zaakceptowaniem jego siostry.
Rasa: Wilk Natury 30% | Wilk Ognia 30% | Wilk Muzyki 40%
Głos: Shawn Mendes
Stanowisko: Mag
Charakter: Spokojny, dumny i wyniosły wilk, zazwyczaj traktujący innych z góry. Przy pierwszych spotkaniach zawsze trzyma innych na dystans, a w jego zachowaniu widać chłód i niechęć. Z czasem jednak otwiera się przed innymi, powoli ukazując swoje zalety. Jest wesoły, ma duże poczucie humoru, jednak rzadko można usłyszeć jego śmiech, najczęściej tylko się uśmiecha. Zawsze szczery, powie ci najbardziej gorzką prawdę, jeśli spróbujesz go okłamać od razu cię przejrzy. Czemu? No dobrze, powiem…przez te cztery miliony lat zdążył się podszkolić. Jeśli nie okażesz mu należytego szacunku, a co gorsza zmieszasz go z tak zwanym „plebsem” zaatakuje cię. Jest dość nerwowy, jeśli się postarasz może uda ci się go sprowokować, ale rzadko wpada w furię. Potrafi być wredny, posługuje się wyszukanym sarkazmem. Dla bliskich bardzo opiekuńczy, może aż za bardzo, troskliwy i miły, nie da nikomu skrzywdzić przyjaciela. Bardzo inteligentny i do tego bystry, w życiu spotkało go niejedno. Czasami wyluzowany, częściej jednak poważny, basior. Wygląda na młodego, ale sposób bycia i mowa zdradza w nim znacznie dojrzalszą duszę. Jest twardo stąpającym po ziemi realistą, chociaż od czasu do czasu można zobaczyć u niego trochę pesymizmu. Nie interesują go „przelotne” związki, chciałby mieć kogoś na stałe i na poważnie. Stara się nie ranić uczuć innych, bo wie, jak to jest.
Waga: 60 kg
Wysokość w kłębie: 80 cm
Aparycja: Rave jest wysokim i dobrze zbudowanym wilkiem o ciemnobrązowej sierści, z jaśniejszymi odrostami. Trójkolorowy włos, jest miękki i dość gruby, zapewnia tym samym ciepło Rave’owi, dlatego właśnie nie przepada on za siedzeniem w pełnym słońcu. Błyszczące bursztynowe oczy, czasami zakrywa niesforna grzywka, której nijak nie da się ujarzmić. Basior posiada długie, silne łapy, dzięki którym osiąga niewyobrażalne prędkości. Jego zęby są śnieżnobiałe, a kiedy jego uśmiech jest wprost zniewalający.
Historia: 'Od czego tu zacząć...już wiem. To może być dla was szok, ale byłem bogiem. Nie jakimś znaczącym, żadnym z tych potężnych, ale jednak. Całe boskie życie poświęciłem na patronat sztuki. Muzyka, wiersze, książki i tym podobne. Miałem wszystko o czym zwyczajnym śmiertelnikom się tylko marzy. Potęgę, majestat, wieczną młodość oraz nieśmiertelność. Każda moja rana goiła się z zawrotną prędkością. Było świetnie, ale przez 4 miliony lat robienie tego samego nudzi, a ja nienawidzę monotonii. No, ale jak wspomniałem "byłem". Zrezygnowałem z tego wszystkiego dla pewnego małego stworzonka, które zostało spisane na straty przez swoich boskich rodziców. Umrze - tak właśnie powiedzieli. Chociaż znamy się od dawna i zapewne nie chcieli zrobić nic złego [oprócz zabicia swojego dziecka], wściekłem się. Zwyczajnie, bogom też to się zdarza, ale nie jest wtedy zbyt przyjemnie. Maleństwo było moją siostrą, łączyło nas pokrewieństwo z Forest, boginią lasu, dlatego się tak wkurzyłem. Moja własna matka, chciała się pozbyć szczeniaka... Chociaż przez ten cały czas widziałem mnóstwo śmieci, zakończenie życia waderki wydało mi się czymś okropnym. Wyrzekłem się wtedy tego wszystkiego, żeby dać siostrze szansę, szansę na poznanie tego świata. Tego niezwykłego miejsca, na którym wbrew pozorom nie ma samego zła... i udało mi się. Chociaż nie będę już kimś ważnym dla świata, będę nim dla wadery, dla Sithus. Dla mojego nowego początku...
Minęło kilka miesięcy, poznałem waderę, która stała się matką dla waderki i dbała o nią jak o własną córkę. Melody była oczarowana szczeniakiem, ale z dnia na dzień stawała się coraz bardziej markotna i zaczęła obrażać się o byle co. Mimo wszystko układało się miedzy nami dobrze, a ja nie odczułem zbyt dużej różnicy, dotyczącej zmiany mojego życia. Byłem z nią szczęśliwy, dlatego zdziwiło mnie, kiedy wadera oznajmiła, że odchodzi. Oznajmiła mi, że brakuje jej czułości z mojej strony, a Yolie ją wkurza. [A no tak, zapomniałem powiedzieć, że zmieniłem imię siostry. Nie chciałem, żeby miała cokolwiek wspólnego ze swoimi rodzicami]. W ten sposób znowu zostaliśmy sami, a po jakimś czasie dotarliśmy do watahy. Czując waderkę wtuloną w mój bok, miałem przeczucie, że jestem w domu.'
Rodzina: Fire - ojciec, żyją w zgodzie. Forest - matka, są od dawna pokłóceni. Sithus - siostra, za którą oddałby życie. Buried - brat, ale ich relacje nie wykraczają poza klasyczne: Alfa - Omega,
Żywioł: Muzyka/Ogień
Moce:
♠ Ogólna władza nad ogniem.
♠ Odporność na ogień.
♠ Potrafi wydawać dźwięki miłe dla ucha, ale też i te śmiertelne.
♠ Zna każdą książkę, piosenkę, wiersz, haiku itd.
♠ Magia, potrafi używać zaklęć.
♠ Czaromowa, kontrola głosem.
♠ Teleportacja,
♠ Mgła, to silna magiczna zasłona, podobna do iluzji.
Opanowanie żywiołu: 50 %
Patron: Fire, ojciec sprawujący nad nim pieczę.
Umiejętności: Magia, ma duży potencjał, a nauka zaklęć przychodzi mu z łatwością,Jest wysportowany, bieg czy walka nie sprawiają mu trudności,Sztuka, umie czytać w każdym języku, śpiewa, recytuje….cały wachlarz!
Słaby punkt: Romantyzm, taaa…każdy rozumie, nie? Słabym punktem jest też Sithus, która jest jego całym światem,Jego historia, mimo, że świadomie zrezygnował ze swojej pozycji, ciągle go to boli,A z takich klasycznych…pysk, jeśli w niego dostanie, zostaje na chwilę oszołomiony,
Boi się: Ma klaustrofobię, proszę nie robić sobie z tego żartów. Stał się bogiem, bo umarł zamknięty w skrzyni…
Agresja: W stosunku do watahy: 4/10 ; obcych 7/10 ; wrogów 9/10,
Inne zdjęcia: ---
Informacje dodatkowe:
♦ Ma uczulenie na kwiaty, ale spokojnie nie wszystkie!
♦ Mimo, że utracił „boskość” , pamięta wszystko co robił w tamtym wcieleniu.
♦ Zbiera kamyki, jego kolekcja jest naprawdę spora.
Towarzysz:---
Linki: Opowiadania
Pieniądze: 100$
Ekwipunek: Pusty

poniedziałek, 18 lipca 2016

Od Tormenty "Nowy przyjaciel" cz.10

No dobrze. Może i Sakura była jedną z tych niezbyt groźnych ślicznotek, ale wolałam jej towarzystwo od przebywania z jej siostrą. Poszłyśmy w stronę tego mrocznego lasu, Arukaz prowadziła. Odległość, która dzieliła nas od celu, przebyłyśmy w milczeniu. "Nie zadawaj głupich pytań", też coś. Ale niech jej będzie. I tak nie miałam żadnych w zanadrzu. Po pół godzinie marszu las zaczął gęstnieć, drzewa czernieć, tu i ówdzie pojawiały się ciemne, kolczaste krzewy. Hm... Czy na pewno chcemy tam iść? Cóż, chyba tak. Nie zamierzałam protestować, ogólnie ciekawiło mnie, co może tam mieszkać. Może odkryjemy jakąś ciekawą tajemnicę, dotychczas skrywaną w cieniu? A może...

- Jesteśmy na miejscu. - Moje rozmyślania przewał głos Arukaz.
- Aha - odparłam na znak, że dotarła do mnie ta informacja. Nie mówiąc nic więcej zagłębiłyśmy się w ciemną puszczę. 
Wędrówka zaczęła się robić coraz trudniejsza. Gęste, cierniste krzewy coraz bardziej torowały drogę. Gdzieś w oddali zahukała sowa, powietrze zrobiło się jakby cięższe. 
- Coś mi się tu nie podoba - mruknęłam cicho.
- A czego się spodziewałaś - burknęła Arukaz. - Ten las jest w końcu MROCZNY.
- Wyobraź sobie, że wiem - odparłam równie grzecznie. - Ale coś czai się w tej gęstwinie.
- Jak chcesz, możesz zawrócić. Ja idę dalej.
- Nie zamierzam nigdzie stąd ucie...
Trach! Coś złamało gałąź kilka metrów przed nami. Odruchowo cofnęłam się o krok. Między cierniami i delikatną mgłą ujrzałam błyszczące na złoto ślepia. Siostra Sakury wpatrywała się w nie, jakby usiłując przewidzieć kolejny ruch ich posiadacza. W następnej chwili została przygnieciona cielskiem tygrysa. Szarpnęła się i zatopiła zęby w łapie kota. Ten drapnął ją pazurami w pysk. Sprowadziłam błyskawicę, która odrzuciła kocura kilka metrów w tył. Arukaz wstała.
- Stop! - wrzasnęłam, gdy wilczyca przygotowała się do skoku na tygrysa. Oboje popatrzyli na mnie. - W ten sposób nic nie wskóramy, będziemy się tylko zabijać. Arukaz, czy mogłabyś na chwilę oddać ciało siostrze?
Wadera mruknęła coś pod nosem, ale jej futro zmieniło barwy na białe i różowe.
- Co? Jak? - zapytała nieco oszołomiona Sakura.
- Mam nadzieję, że posiadasz talenty dyplomatyczne. Bo musimy sobie coś wyjaśnić z tym kocurkiem. Najlepiej pokojowo.
Sakura? >

Od Sakury "Nowa przyjaciel" cz.9

-Tak. Jesteśmy gotowe. -powiedziała moja siostra swym oschłym głosem.
-Yyyy... Sakura, wszystko dobrze? -zapytała Tormenta.
Potem moje futro zmieniło kolory, a Arukaz przejęła kontrole nad ciałem.
-Bawcie się dobrze. Ja będę odpoczywać. -powiedziałam do siostry.
-Miłych snów siostro. -odpowiedziała Ari.
Oczami Arukaz
-Dobra. Możemy iść. -powiedziałam.
-Sakura? -zapytała zdziwiona wadera.
-Nie. Jej siostra, Arukaz.
-Okey... To... Było trochę dziwne.
-O co Ci chodzi?
-No.... O tą przemiane i w ogóle...
-Wiesz nie zadawaj głópich pytań, bo możesz skończyć naprawdę źle. Chodź idziemy.
Później skierowaliśmy się w stronę ciemnego lasu.
Oczami Sakury
,,Ułorzyłam się" wygodnie w głębi mojej duszy, a potem zasnęłam.
SEN
Biegłam przez łąkę razem z siostrą, a nasza matka nas goniła. Był wieczór i na niebie powoli pojawiały się gwiazdy. Przez przypadek wbiegłam w niego, mojego ojca. Basior spojrzał się na mnie, a później na niebo, które już mieniło się tysiącem gwiazd.
-Sakura, widzisz te wszystkie gwiazdy? -zapytał ojciec.
-Tak. Wszystkie wyraźnie. -odpowiedziałam.
-Te gwiazdy patrzą na nas każdej nocy. Patrzą jak się sprawujemy i do czego jesteśmy zdolni. Kiedyś wszyscy tam trafimy i będziemy patrzeć na nasze dzieci, które później też tam kiedyś przyjdą.
-Tam jest też dziadek, prawda?
-Tak.
-Ty i mama też tam kiedyś będziecie.
-Tak, ale do tego czasu będziemy Cię wspierać.
-A co się stanie z Arukaz, gdy ja pójdę do gwiazd?
-Ona pójdzie razem z tobą. Tam wasze dusze się rozdzielą, ale i tak zawsze będziecie razem.
-Wiesz co?
-Co?
-Kochamy Cię. Ciebie i mame też.
< Tormenta? (co było w tym lesie?) >

niedziela, 17 lipca 2016

Od Tormenty "Nowy przyjaciel" cz.8

Po tej nocnej bitwie ze smokiem nie bardzo chciało mi się wstawać. Pusty żołądek twierdził jednak co innego. A on niestety sam sobie niczego nie upoluje. Westchnęłam, podnosząc się na nogi i zaczęłam wlec się ku puszczy. W tym stanie było mało prawdopodobne, że uda mi się cokolwiek złapać, ale gdy tylko wywietrzyłam zapach zająca, ruszyłam za nim nieco żywiej i raźniej. Kilka minut później dostrzegłam delikatny, ale świeży ślad króliczej łapy. Nie minęło wiele czasu, a zobaczyłam i samego uszatego. Wiatr mi sprzyjał, więc szarak nie wyczuł mnie. Cicho podkradłam się bliżej i... skoczyłam na nieświadomą zagrożenia ofiarę. Po trwającej minutę walce zając znieruchomiał, a ja postanowiłam zjeść to śniadanie nad znajomym z nocnych wydarzeń jeziorem. Trzeba w końcu czymś popić posiłek, a obawiam się, że aktualnie wciąż byłam gotowa do zgubienia się na rozległych terenach watahy.
Jakież wielkie było me zdziwienie, gdy, jeszcze zanim wyszłam z lasu, dostrzegłam siedzącą tam Sakurę. No proszę.
- Nieźle sobie wczoraj poradziłyśmy. Prawda? - Usłyszałam jej głos. Skąd ona niby wie, że walczyłam pod postacią konia. Bez przesady, aż tak podobna nie jestem. Postanowiłam więc udawać, że nie wiem o co chodzi. Podeszłam do wadery i położyłam na ziemi zdobycz.
- Jaką masz pewność, że to byłam ja? - zapytałam, siadając. 
- E...
- No właśnie. To, że widziałaś wilka...
- Widziałam konia - przerwała mi znajoma. - Pomógł mi pokonać smoka w tym właśnie miejscu.
- Naprawdę? Opowiedz mi o tym.
Wilczyca spojrzała na mnie nieufnie, ale streściła wydarzenia wczorajszej nocy. Mówiła o tym, jak czarna klacz władała burzą oraz jak Arukaz przejęła jej ciało. O tym, jak wspólnie pokonały smoka - koń utworzył błyskawicę, która dzięki siostrze Sakury trafiła w gardło gada. Wilczyca zagryzła go potem i odbiegły.
- Cóż, wielce ciekawa opowieść - stwierdziłam.
- Teraz mi się przypomniało. Klacz przybiegła, gdy moja siostra zawołała twoje imię. I pachniała nieco jak ty.
- Nie uważasz, że skoro ona zapewne zaczęła te walkę, to chciała ją potem zakończyć, a przynajmniej nie zostawiać cię z tamtym gadem samej? A mnóstwo moich przyjaciół może pachnieć "nieco jak ja". Skąd wiesz, że nie ma wśród nich czarnej klaczy?
- Może i jest, ale...
- Żadnych ale, daj mi w końcu zjeść - fuknęłam gniewnie, zaczynając jeść. Biało-różowa wadera czekała, aż skończę posiłek. Zostały po nim kości oraz nieco mięsa i wnętrzności. Oblizałam pysk z krwi.
- No, to co teraz? - zapytałam, wstając.
- Chciałam zobaczyć ten mroczny las... A, na pewno nie władasz burzą i piorunami i nie protrafisz przemieniać się w konia.
- Wszystko w swoim czasie. Mówiłam ci przecież, żebyś o to nie pytała. Nie zamierzamy wyjawiać takich informacji komuś, kogo znam dwa dni. Idziemy?
Sakura? >