poniedziałek, 25 lipca 2016

Od Rave'a "Morze kamyków" cz.2

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dobrze, nawet bardzo. Pozwolono obudzić mi się dobrowolnie, co było dużym plusem, nienawidziłem być budzonym, ale ta informacja chyba nie docierała do móżdżków szczeniąt. Yolie chrapała cichutko na swoim legowisku z sarniej skóry, a ja jak najciszej potrafiłem skierowałem się nad jezioro, gdzie chciałem się ochłodzić i przy okazji poszukać kamyków. Nie było tam nikogo, dlatego mój humor stał się jeszcze lepszy, a na pysk wkradł się uśmiech zadowolenia. Przysiadłem tuż nad brzegiem i począłem zbierać kawałki skały. Zauważyłem żółte, zielone, niebieskie, a nawet czerwone. Nigdzie jednak nie widziałem bursztynu, który był jednym z ładniejszych kamieni. Zerknąłem w bok na stertę znalezisk, które mnie zainteresowały i zdałem sobie sprawę, że kilka zniknęło. Chwilę później dostałem jednym z nich w głowę, a z mojego pyska, mimowolnie wydobyło się: „Auuu”. Usłyszawszy śmiech, zbliżyłem się do pobliskiego drzewa, na którym ktoś zapewne siedział. Wilk zaczął wspinać się do góry, ale przez moje zaklęcie, gałąź się złamała. Nie przewidziałem jednak tego, że winowajca spadnie na mnie. Przed oczami przemknął mi tylko ciemny kształt i wylądował na moim grzbiecie, przygniatając mnie do ziemi. Dość szybko oprzytomniałem i nie zważając na być może poszkodowanego ktosia, zrzuciłem go z siebie. Wstałem pospiesznie i w końcu miałem szansę, przyjrzeć się cwaniakowi, który okazał się…waderą. Była większa niż inne, które znałem może mojego wzrostu, a jej ciemne futro było pełne liści, wskutek szybkiej podróży na dół. Wilczyca otrzepała się i podniosła, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem szarych oczu. Skąd ja znam to spojrzenie… Moje parszywe szczęście, zafundowało mi kolejne zapewne urocze, spotkanie.
- Ej! – z jej ust wydobył się okrzyk, kiedy okrążył ją ogień. Spal ją, spal, słyszałem swoje myśli. Westchnąłem, kiedy przypomniało mi się, że nie mogę nic jej zrobić. Kolejna zasada obowiązująca w watasze. Płomienie zniknęły, a wadera wyglądała jakby chciała się na mnie rzucić. – Za co to było?
- Cholera, jesteś tępa czy co? Rzucałaś we mnie kamieniami! – warknąłem.
- Nie mów, że będziesz płakał z tego powodu – uśmiechnęła się ironicznie.
- Damom nie przystoi takie zachowanie – uspokoiłem się i dołączyłem do walki na słowa. – Jestem Rave, powinnaś znać imię basiora, który uratował ci życie – pominąłem fakt, że ja spowodowałem jego zagrożenie. Czekałem na jej reakcję, a kąciki moich ust uniosły się w drwiącym uśmiechu, charakterystycznym dla mojej osoby.
< Scarlee? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz