poniedziałek, 25 lipca 2016

Od Scarlett "Morze kamyków" cz.1

Zaczęło się powoli ściemniać, więc w końcu wyszłam ze swojej groty, schowanej w wielkiej gęstwinie drzew i krzewów, oddalonej o kilkanaście metrów od głębokiego jeziora. Nie lubiłam przebywać blisko wody, jednak tu znalazłam przyzwoite schronienie przed słońcem i wysoką temperaturą.
Od razu wypatrzyłam sarnę, pasącą się blisko. Zakradłam się powoli, ale porozrzucane gałęzie i nagły powiew wiatru pokrzyżował mi plan złapania dorodnej ofiary. Zwierzę wpadło w ucieczkę, a ja za nim. W końcu dogoniłam sarnę, wskakując jej na grzbiet i wbijając ostre kły w kark. Przebiegła jeszcze kilka metrów, po czym padła jak kamień w wodę.
Posilając się upolowaną zwierzyną przed grotą, usłyszałam oznaki czyjejś obecności niedaleko mnie. Ktoś musiał siedzieć przy wodzie...
Cicho podeszłam do starego drzewa, na którym zawsze lubiłam siedzieć i obserwować otoczenie.
Na jednym z brzegów jeziora siedział ciemnobrązowy wilk. Był bardzo wysoki i mógł dorównywać mojej posturze. Przybysz sięgał co chwilę po losowy kamyczek i oglądał go dokładnie, po czym albo wrzucał do wody, albo odstawiał na bok, na stertę innych. Zdziwiło i jednocześnie zaintrygowało mnie te zajęcie.
Siedząc sobie na jednej z gałęzi wielkiego dębu, skryta w cieniu korony, postanowiłam się trochę podroczyć z tajemniczym wilkiem. Siłą umysłu podniosłam kilka kamyczków ułożonych na stercie. Lewitując przyfrunęły do mnie w chwili, gdy tamten obrócił głowę w stronę sterty. Znieruchomiał na chwilę i z otwartymi szeroko oczami rozglądał się za brakująca garścią kamieni. Aż w środku kipiałam ze śmiechu.
Wilk szukał wzrokiem sowich kamieniu, gdy ja wycelowywałam w jego głowę mały kamyczek. Świsnęło w powietrzu i usłyszałam głośne "Auu!". Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem, a lewitujące kamyki skradzione wilkowi upadły z głuchym łoskotem na piach. Prawie i ja spadła bym z gałęzi, gdy wtem poczułam czyiś wzrok na mnie. Jedynym dla mnie ratunkiem było czarne futro, które wtapiało się w cień korony drzewa. 
Przybysz obserwował bacznie gałąź, na której siedziałam. Podszedł bliżej do pnia i wzrokiem szukał kogoś lub czegoś co odpowiadało za te głupie rzeczy.
Wciąż śmiejąc się z wilka skakałam z gałęzi na gałąź, powodując zakłopotanie w obcym. Na ostatniej gałęzi z której miałam skoczyć na inną, usłyszałam cichy zgrzyt i poczułam jak lecę w dół. I zamiast upaść twardą ziemię, spadłam na coś miękkiego, przygniatając coś lub kogoś...
< Rave? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz